Najnowsze wpisy, strona 137


Krok po kroczku...
Autor: kumcia
24 października 2003, 23:42

Juz troche lepiej.....

Aby sie oderwac  od  tego wszystkiego..wpaldlam na genialny[?] pomysl..Zdaza mi sie [?].Poszlam z kolezankami..na ...no na co??na Techno House Party!!!!No wiec..kiedy wybila godzina o ktorej mialam sie spotkac z dziewczynami..To ja jak zwykle nie gotowa..recznik na glowie,brak pomyslu na ubior..No i doszlam do wniosku ,ze zle sie ubral.powinam wyskoczyc w jakiejs panterce odslaniajace wiekszosc mojego ciala lub jakies odblaskowych laszkach...Nic takiego nieznalazlam w szfie :(..Wielka strata bo akurat nikt nie byl tak ubrany...jak pech to pech!Dziewczyny poczekaly..a mialy inne wyjscie?!?!..Pozostawmy to pytanie bez odpowiedzi..Na baramce stali moi znajomi..chcialam wytargowac dla nas taryfe ulgowa czyli wstep darmo..Nic ani 10 gr nie ospucili..uh.W szatni maly bajerek z jakimis chlopakami-na dobry poczatek .Odrazu wpadlysmy na sale...byly roznego rodzaju swiatla ,nie wiem jak one sie nazywaja....a na podwyszeniu tanczyl chlopak..Nie potrafie go opisac..poprostu:fajny byl...bardzo fajny?!!!!!!!!!!! Chodzi mi o wyglad zewnetrzny..wiem,ze liczy wnetrze..ale nie ma co ukrywac ,zawsze na poczatku  patrzymy na wyglad zewnetrzny..No nie wazne..Po 4 godzinach tancu...juz nie moglam..zaczely bolec mnie nozki,nie wiem jakim cudem ramiona.Przydal by sie maly masaz..to wszystko przez ta szkole,miesnie sie zastaja...Tak wiec wrocilam padnieta i glodna.Podsumowujac:nawet dobrze sie bawilam..A teraz,siedze i pochalnaniam ogromna ilosc mandarynke....Spac mi sie chce..

Ciesze sie ,ze tam poszlam.. przynajmniej nie myslalam..Byla to moja ucieczka od ostaninich wydarzen..potrzebowalam tego,ale to wcale nie znaczy ,ze zapomnial..ze juz wszytko jest dobrze (spojrz na poczatek notki).Kroczek po kroczku i wszystko sie ulozy...Zyc trzeba dalej ...ale pustak i tesknota pozostana....

blizej w poznaniu siebie...
Autor: kumcia
22 października 2003, 20:46

Mialo byc lepiej...Nadal jest zle...

Tytul notki brzmi "blizej w poznaniu siebie" ...Zawsze chcialam spojrzec na swoja osobe oczami innych..chciala wiedziec jak mnie spostrzegaja..jaka jestem!!Dzisiaj mialam okazje uslyszec to od innych. Dowiedzialam sie ,ze jestem skupiskiem wad (moze troche przesadzilam)..od nablizszych kolezanek...Moje wady wedlug nich : Potwierdzone przez wszystkie :

Zawsze upieram sie przy swoich racjach,nawet jak ich nie mam Narzucam im swoje racje Wymondrzam sie

Wedlug jednej (czyli gadka juz sam na sam):

Pamietam tylko swoje fajne sytuacja,a ich tylko wpadki Jak cos opowiadam to jak jak bym uwarzala ,ze sa glupsze odemnie Nie potrafie sie przyznac do swoich wad..yyyy reszty nie pamietam

Nie zostaly one potwierdzone zadnym przykladem...I teraz bym wymienila ich wady ,bo swoich nie raczyly wymienic dokladnie jedna..ale nie o to tu chodzi..Wiedzialam ,ze upieram sie przy swoich racjach..ale o reszcie nie mialam pojecia!!Moze i to prawda,niemoge byc obiektywana....To po co sie zemna zadaja do chuja pana..jak mam tyle wad??

Zaczynam przesadzac...

Bylo to skopanie lezacego (czyli mnie)...lub jak to woli...dobicie umierajacego..chociaz ta osoba chciala zyc...rozwinac spowrotem skrzydla,nauczyc sie spowrotem tak samo kochac zycie..cenic je i szanowac...od ktoje znowu bila by radosc i optymizm...Wystarczylo wyciagnac pomocna dlon..a nie wbijac noz w plecy... Chcialam pomocna dlon ...ale oczywiscie nie okazywala tego,nie dawalam znakow..ale czy same nie powiny  sie tego domyslic??..To bledne kolo..Chciala bym krzyknac "Stop ja wysiadam"..ale nie da sie tak...Znowu sie rozczulam..Musze sie wziasc w garsc..Wlasnymi silami dojsc do siebie..bo innaczej nic z tego nie bedzie...

Chciala bym sie zobaczyc z K..pogadac..ale nie ma na to szans(jest w szkole w W-wa)..Brakuje mi wlasnie w tej chwili jej..jej przyjazni..Oderwania sie od tego wszystkiego..Wejscia w inny swiat...ale sie duzo zmienilo! nie pora o tym pisac...

Bede soba mimo wszystko i dam sobie ze wszystkim rade..SAMA...sila jest we mnie[?]

czuje sie rozdarta...
Autor: kumcia
21 października 2003, 18:23

Bylam dzisiaj na pogrzebie...nie potrafie tego opisac..To bylo okropne...

Pszyszlo bardzo duzo ludzi ..nie dziwne bo kto  mogl by nie lubic tak wspanialego chlopaka...

Chcialam nie plakac...zeby sie nie rozkleic..bo potem nie mogla bym dojsc do siebie..Sciskalam usta...wpatrywalam sie w podloge..trzymalam sie A...Ona tez wlaczyla z soba!! Drzalam..nie potrafilam wyjac chusteczki z kieszeni...No jak moglam bys silna,twarda???do cholery jak?? Stracilam bliska osobe...

Nawet chlopaki sie lamali........

Czuje sie rozdarta...serce krwawi..boli..Po co to ja pisze?? moze ktos zrozumie..ale i tak mi nie pomoze,nie uleczy,nie przywroci Mu zycia...

Zle sie czuje...jutro klasowa z biolii...Ostanio facte powiedzial ,ze go zawiodlam..chcialam teraz napisac lepiej...ale nie jestem wstanie sie tego nauczyc dzisiaj..ani  nie bede na piatek...Szczerze juz mi to pierdoli...nie zalezy..bo teraz najmniej jest to wazne..

sztuczny usmiech...boli
Autor: kumcia
20 października 2003, 18:04

Nienawidze jak ktos dzwoni i pyta sie kiedy pogrzeb...

Nienawidze jak ktos przychodzi i pyta sie mojej mamy jak doszlo do tego wpadku...Boli...

Nienawidze,nie potrafie z kims na ten temat rozmawiac

Wczoraj...moi siostrzency przyszli do mnie...M. latal kolo mnie i sie caly czas smial..ma 1,5 roczka..Chowla sie za lozko i po chwili wyskakiwal..A ja udawalam ,ze sie przerazilam....Nie mialam ochoty sie bawic z nimi..ale przeciez nie siade na lozku i nie powiem "ej sorry nie mam choty sie z wami bawic,bo moj kolega...Zostawcie mnie"..napewno by zrozumiali..Obdarzalam ich sztucznym usmiechem..Poraz kolejny przekonalam sie ,ze to cholernie trudne i przykro potem jest na sercu..chciala bym byc dobra aktorka..lub miec serce z kamienia...

Pewna rozmowa:

Ja : Po co poszlas do tego kosciola??tylko czas stracilysmy

Mama: Chcialam sie pomodlic

Ja : za co?

Mama:np za zdrowie

W tym momencie chciala jej krzyczkonc prostow twarz...gowno prawda nikt nas nie slucha...To sa tylko prosby bez znaczenia(moze tylko dla nas)...ktorych nikt nie spelni..Poprostu On ma nas w dupie i tyle...Opamietalam sie...

Nastepna rozmowa:

Ja:chciala bym sobie kupi to i to

Mama: to sie pomodl o pieniazki

Ja:modlenie nic nie daje

Mama: skad wiesz??

Ja: bo wiem

Mama spojrzala sie na mnie...wiedziala o co mi chodzi...Zapadla glucha cisza..Zadna z nas nie chciala poruszyc tego tematu!!W wakacje dziekowalam za wszystko..przez wiekszosc zycia (od momentu kiedy zaczelam cos pojmowac i uswiadomilam sobie ,ze wiara jest potrzebna)..A kiedy przyszedl czas..,ze o cos bardzo prosilam,przez lzy..nie dla siebie...nie z checi zysku a ni innych huji muji...Prosila o danie drugiej szansy komus..O ratunek dla tej osoby........Nic nawet nadzieji nie dano...ja sama ja zrodzilam w sobie!! Moja wiara podupadla.....sami siebie poprostu oklamujemy...powod: podtrzymuje na duchu w tych ciezkich czasach???"roza z betnu nie wyrosnie ,a upadly aniol nie odelci"