sztuczny usmiech...boli
20 października 2003, 18:04
Nienawidze jak ktos dzwoni i pyta sie kiedy pogrzeb...
Nienawidze jak ktos przychodzi i pyta sie mojej mamy jak doszlo do tego wpadku...Boli...
Nienawidze,nie potrafie z kims na ten temat rozmawiac
Wczoraj...moi siostrzency przyszli do mnie...M. latal kolo mnie i sie caly czas smial..ma 1,5 roczka..Chowla sie za lozko i po chwili wyskakiwal..A ja udawalam ,ze sie przerazilam....Nie mialam ochoty sie bawic z nimi..ale przeciez nie siade na lozku i nie powiem "ej sorry nie mam choty sie z wami bawic,bo moj kolega...Zostawcie mnie"..napewno by zrozumiali..Obdarzalam ich sztucznym usmiechem..Poraz kolejny przekonalam sie ,ze to cholernie trudne i przykro potem jest na sercu..chciala bym byc dobra aktorka..lub miec serce z kamienia...
Pewna rozmowa:
Ja : Po co poszlas do tego kosciola??tylko czas stracilysmy
Mama: Chcialam sie pomodlic
Ja : za co?
Mama:np za zdrowie
W tym momencie chciala jej krzyczkonc prostow twarz...gowno prawda nikt nas nie slucha...To sa tylko prosby bez znaczenia(moze tylko dla nas)...ktorych nikt nie spelni..Poprostu On ma nas w dupie i tyle...Opamietalam sie...
Nastepna rozmowa:
Ja:chciala bym sobie kupi to i to
Mama: to sie pomodl o pieniazki
Ja:modlenie nic nie daje
Mama: skad wiesz??
Ja: bo wiem
Mama spojrzala sie na mnie...wiedziala o co mi chodzi...Zapadla glucha cisza..Zadna z nas nie chciala poruszyc tego tematu!!W wakacje dziekowalam za wszystko..przez wiekszosc zycia (od momentu kiedy zaczelam cos pojmowac i uswiadomilam sobie ,ze wiara jest potrzebna)..A kiedy przyszedl czas..,ze o cos bardzo prosilam,przez lzy..nie dla siebie...nie z checi zysku a ni innych huji muji...Prosila o danie drugiej szansy komus..O ratunek dla tej osoby........Nic nawet nadzieji nie dano...ja sama ja zrodzilam w sobie!! Moja wiara podupadla.....sami siebie poprostu oklamujemy...powod: podtrzymuje na duchu w tych ciezkich czasach???"roza z betnu nie wyrosnie ,a upadly aniol nie odelci"
Dodaj komentarz