Było:
Spotkanie piwowe po sesyjne.
Dżamp urodzinowy wspołlokatora M. Z racji bycia najtrzeźwieszą osobą to zwłoki musiałam pokłaść spać i obudzić do pracy. Rozmowy o 5:30 maaaalina.. mało snu. Ksieciunio i Tołdi.
Na drugi dzień powtórkowo rozrywkowo. Tylko,że A. do nas zawitała. Do 3 rano, a o 8 pobudka..nie ma to jak pełna chata.
Kino.
A potem 12 godziny sen.
Odosobienie potrzebne. Koniecznie. Wiem, że mieszkam tylko z jedną osobą ponad komplet. Wiem,że wiekszości nikgo nie ma. Wiem,że są tylko wieczorami. Wiem,że mam pokój 2 osobowy i mogę tam sie zaszyć...ale nie w tym sens. Irytują mnie czasem inne rzeczy, pierdoły,albo i niee..
I miała pojechac do domu na weekend, wyspać się w końcu, większość nocy mam bezsennych wynik chrapania, stopery nic nie dają, lub mam za słabe. Pogadać z mamą i pisać magisterke. Dooooommmm.. sweet home!!! ale co sie dowiaduje br z A. tez ma jechać..:/ czy bez niej nie może już do domu pojechać, nie przesadzajmy. I znowu mam siedzieć na kupie, zero prywatności, I ich oglądać. Nie chce.
Co innego mi się marzyło.
Obejrzałam 3krotnie "500 dni miłości" . I zakochałam się: w filmie, w nim, w niej. W zwykłości a zarazem nie zwykłości. I bym mogła obejrzeć jeszcze raz, i jeszcze.. jeszcze...Bo lubie i nie rozumiem. Wiem: życie. Zakończenie nie jest złe...jest dobre. Ale ja nie pojmuje czemu ona go nie chciała. Tak wyjaśnia to, jasno, precyzyjnie. Ale czemu..bo ja bym go chciała.