Archiwum styczeń 2010


O nas samych..
Autor: kumcia
17 stycznia 2010, 13:14

Wczoraj zasnęłam z zmęczonymi, zaczerwionymi oczami.
Zmusiłam się, aby przeczytać swojego bloga. Oczywiście nie w całości, wyrywkowo, historie moją i pana A.
I wszystko nabrało innego znaczenia, w końcu pojęłam jak naprawdę było. Spojrzałam obiektywnie, nie kierowałam się swoimi subiektywnymi odczuciami z przeszłości. I wszystko zrozumiałam, wszystko wydało się wiele prostsze.
I doszłam do wniosku, że część mojego żalu nie ma wcale takiego mocnego uzasadnienia.
O tuż..kiedy się poznaliśmy pan A. był zraniony, po rozstaniu, choć minęło kilka miesięcy nadal rany nie były zagojone. I sama się przekonałam, że.. On nie odkochuje się z dnia na dzień. Wiem to...przekonałam się na własnym przykładzie. Po kilku rozstaniach wychodzących z mojej inicjatywy- nadal jestem jego Syrenką. I kiedy ja się pojawiłam sam nie wiedział czego chcę od życia. Gubił się w swoim chceniu i nie chceniu. Gonieniu-uciekaniu. Skąd ja to znam.
Zaś ja byłam młodą dziewczyną z otwartym sercem. Zakochującą się w nim krok po kroczku. Pragnęłam stałości, zapewnień, że ja i tylko ja. Że ja jego słoneczkiem, radością, uśmiechem. A pan A. bał się jakichkolwiek deklaracji, wzbraniał się przed nimi, a kiedy robiło się poważniej-uciekał. Pierw niby "przyjaźń", potem niby nasz "otwarty związek", a potem My. Wszystko przeżywałam jak "mrówka okres"-hehe. Wystarczyło, że nie przyjeżdżał w pierwszy dzień weekendu, a byłam zrozpaczona, równoznaczne to było dla mnie z końcem. Aż wstyd, bo ja go rozumiem. Wracał do domu z internatu..miał też swoich znajomych, z nimi wypady, nic dziwnego, że musiał dzielić jakoś czas. Dokładnie  później sama tak robiłam. Aczkolwiek wtedy wydawało mi się inaczej, może dlatego, że moja ukochana czwórka babeczek się rozpadła. Swój wolny czas wszystkie pragnęły tylko poświęcić swoim mężczyzną-nie którym tak do dziś zostało. Chciałam być w centrum uwagi, jego uwagi, na imprezkach i itp. A on był ze wszystkimi, nie ze mną. Chyba miało być to jednoznaczne z tym, żebym się nie angażowała.
Żeby nie wyszło, że z czasem go usprawiedliwiam. Bo robił też takie rzeczy, że ręce opadały :P Jestem świadoma. Ale sama Aniołkiem nie jestem.. dobrze o tym wiem aczkolwiek on nie wie, uf :P;)

Śmiesznie było poczytać jak to człowiek się zakochiwał, byłam czasem z szokowana, że potrafiłam takie notki stworzyć, nie spodziewała bym się tego po sobie. A czegoś jeszcze bardziej po Was.. tak tak.. choć wielu , bardzo wielu z Was odeszło.. To i tak się zastanawiam jak mogliście mnie w ogóle 'trawić" jak byłam w okresie głupawki, cwaniactwa, wieśniaczenia, co to nie ja. I to tak z 2 letni okresik. Spory. Co trzeciej notce jakiś 'rzut mięsem'. Raz za tytułowałam notkę "jebie mi to"-taki tekst żartobliwy wtedy kumpli. Ktoś z Was się o to zapytał. A ja odp: że my traktujemy to na poważnie.Że słowo jebie-ma siłę, moc. Tak jakby wywoływało olewczy stan ducha. Hehehe . Jednym słowem wstyd i hańba. I pod tymi notkami masa Waszych komentarzy, jakim cudem. Poważnie musieliście widzieć coś wtedy we mnie innego, iż ja widzę po przeczytaniu ich teraz. A co? i jak? nie mam pojęcia.

Aj low ju :P soł macz :P

Wasza Tyś :*

By zatopić się w błękicie..
Autor: kumcia
10 stycznia 2010, 16:23

 

Sylwestrowe disco-minęło z prędkością światła, śmiechowo, fochowo, z posklejanymi włosami od szampana,  z czarnym nochem.

Przede wszystkim: spokój ducha.

I nie bać.. przyszłości, nieodwracalnych decyzji.

Oczy wzniesione ku niebu.