Najnowsze wpisy, strona 4


entliczek pentliczek
Autor: kumcia
26 maja 2011, 20:20

Miałam napisać sobie notke, taka zwyczajną, od tak. Ale przypomniało mi się o tej zabawie. Tak, tak kiedyś ona była, pamietam pisałam o zarzyganym dywanie. To tak jakoś utknęło mi w pamięci :D  Hmm i mam wymienić 10 rzeczy o sobie, których jeszcze nie wiecie..aż dziesięć.. chociaż mi się wydaje,że Wy wszystko wiecie. Wszystko, wszyściusieńko... ale czemu by się z tym nie zmierzyć :D

* Może zaczne od tego,że tak samo jak BanShee mam opsesje na punkcie swojego M. Chciałabym, chciaaałaaa.. Tak chciałabym pozostawać Wwie, bo tu zawsze jakaś prace można dostać. A w moim mieście to nawet z pracą na kasie w jakimś supermakecie nie jest tak lekko już. Ale kto wie.. Oprocz wlasnego M nic mi do  szczęścia więcej niepotrzeba ;)

* Z przed chwilą zaobserwowanych : niepotrafie umyć okien bez smug. Także lepszy brud czy masa smug?

* gubie się ciągle w swym chceniu i nie chceniu. Tak już kilku lat. Mogłabym dać sobie na wstrzymanie. no.

* Codziennie rano przed wyjściem robie bajzel. Bo wiecznie w biegu.. bo wiecznie sie guzdram.

* Z mamą jak z przyjaciólką.

* Czasami się zastanawiam ostatnio jak by wyglądało moje życie gdyby mój tata nie zachorował. Albo jakim ojcem/człowiekiem był przed chorobą.  Bo taka choroba zmienia człowieka, to jest pewne.

* jak dluuugoo, dłuuuugooo jade meterm to czasem w swojej głowie wymyślam sobie jakieś pierdoły.

* ostatnio,że tak ujmne " zjarałam się". Hehe. Kiedyś już próbowałam..ale tak chciałam zobaczyć raz, a konkretnie o co chodzi. Zobaczyłam. Starczy :)

*czasami odkrywam w sobie strasznego czyściocha. Chyba jako jedyna tu w stosunku do mieszkania.

*Eeeee.. już nie wiem. Ciepło i piegów mam coraz więcej. :P

Nawiązując do sytuacji mojego Br. To przestałam mieć wyrzuty sumienia. Panna A. pewnego razu pokazała co potrafi. Przypomniała mi jak wyglądały ich relacji przez te 5 miesięcy mieszkania razem.
Panna A.=truteń, tzn truciciel dupy.  Takiego trutnia to ja jeszcze w życiu nie poznał. Aż tak nie rozrywkowej, nie potrafiącej wyluzować dziewczyny to ja nie widziałam na oczęta. Tylko jęczy i jęczy. Jak się idziesz bawić to się baw... a niee....
Br. też przejrzał na oczy. Znosi to, bo znosi, bo jest miękka buła. Tzn nie są razem,ale ona nadal swoje jakby niby nic. Tylko on wyjedzie. A ona zostanie na mojej głowie.
Do dziewczyny nic nie mam. Poważnie. Ale na wspóllokatorke to średnio mi odpowiada. Mamy inne sposoby bycia. I w dodatki zbytnio nie mamy o czym rozmawiać. I chyba o to wszystko w tym chodzi.
Jak mieszkałam z Aś. czy z D. czy z E. to nie bylo tak, że siedzimy w jednym pokoju i milczymy. Jedną godzine, drugą... jak tematy się wyczerpywały to chociaż muzyke sobie włączałyśmy i pokazywałyśmy jakieś perełki odnalezione. A  Panna A. się nie interesuje.. i co począć.

Bylismy ekypą na juwenaliach. Jedne z najlepszych. W deszczu lub bez, skaczkąc, "pogując", z krzykiem na ustach, bo śpiewem tego nie było można nazwać :) My.  Takie chwile warte są zapamiętania. I nawet ten ból każdego mięśnia, który mnie obudził o 4 nad ranem nie psuje tego wspomnienia :)

Tak samo jako posiadówka u Kg. do 5 nad ranem- o której nie wiem czy wspominałam czy nie :)

Tylko troche mi smutno z tego powodu, że ekipa mieszkalna mi się wykrusza.. odkąd jestem w wawie w mieszkaniu panował klimat wspólnotowy, wesoły, kumpelski. Tak razem.. A teraz...Br. wyjeżdza.. M. ma dziewczynę, z która każdą minute przesiaduje. Po za nią już nic się nie liczy. Nowa- wszystko wporządku, jestem za, fajna dziewczyna, do pogadania i do zabawy, ale pracuje w takich godzinach, że się mijamy..a po za tym "roztrzepaniec", ni z tego ni z owego potrafi zniknąć na kilka dni.  To i pozostaje była Br. no ale jak nie mamy o czym porozmawiac too sami wiecie..heh.

Pożyjemy zobaczymy. :)

Kanalia & dwulicus
Autor: kumcia
19 maja 2011, 12:57

To ja.

Dokładnie tak!

Mój brat rozstał się ze swoją dziewczyną. Gdyż wyjeżdza do pracy za granice na wakację lub na dłużej. W sumie nie musieli się rozstawać. Ale Br. nie wyobraża sobie tak żyć, a po za tym można to też uznać za pretekst.

Co ja mam do tego wszystkiego? oczywiście wtrącanie swoich 3 groszy. Już od jakiegoś miesiąca.
Ona nie jest złą osobą, jej mniej bystrość bardziej polegała na tym,że wszystko musi robić na opak. I świadomie tak robi. Przez co od kilku miesięcy non stop się sprzeczają, kłócą. I nie ma dnia,żeby tak nie było. Aż  ja sama nie mogła  tego już znieść. W dodatku nie widziłam,żeby kiedyś siedzieli gadali, wygłupiali się, śmiali.. takiej chemii jak jest na początku związku. [ nie sugeruje tu,że ona znika po pewnym czasie, ale początki są zawsze inne, każdy to chyba wie :p ]. Ale nie mi oceniać

Teraz A. cierpi, wypłakuje oczy. I stara go się namówić,żeby decyzje zmienił...
I zdarzyło się,że ostatnio poszukiwała pocieszenia u mnie. A przecież sama pod nią dołek kopałam. Tak, kanalia ze mnie! straszna.

Ale pytałam Br. " czy napewno tego chce". Jeżeli on chce z nią być mimo wszystko. To co ja bym miała do tego? nic. Bym musiała zaakceptować to i się pogonić. Bo to jego życie.

A. mi powtarza nie da się uszczęśliwić wszystkich naraz. Że chyba w pierwszej kolejności będę myślała o Br.

Ale jeżeli przez półroku ciągle borykają się z tymi samymi problemami i nic się nie zmienia, tylko się nawarstwia. To chyba dobrze,że się tak dzieje.

Nie wiem.


A to było tak...
Autor: kumcia
06 maja 2011, 13:29

W rolach głównych:

* współlokatorka D.
* współlokatorka E.

Jak już napominałam dziewczęta postanowiły się wyprowadzić. Co było dla nas nie miłym zaskoczeniem. Jadnak jak twierdziły chciały rostać się w przyjacielskiej atmosferze i na dobrych warunkach. Czyli chciały nam zapłacić jeszcze za pół miesiąca, aby było miesięczne wypowiedzenie.

Co do internetu: ja wiem,że istnieje możliwość przenoszenia sygnału, jednak nie w każdą lokalizację się da. A nie wiedzieliśmy gdzie nas los rzuci.

Jednak na samą myśl o szukaniu i samej wyprowadzce wzdrygało mną. Choć owe mieszkanie co zamieszkujemy teraz ma standard średni, a wyposażenie ledwie podstawowe,ale mimo wszystko  nie narzekam.
Postanowiłam zacząć działać. Ogłosiłam się na internecie, iż poszukuje współlokatorki. I o to od poniedziałku będzie mieszkała z nami panna A. Troche się obawiam, ale trzeba być nastawionym pozytywnie. Z tego co już zaobserwowałam,można o niej rzec: kontaktowa gaduła.  Choć nie czuje się przy niej swobodnie, wydaje mi się,że każda pozycja przyjęta przez moje ciało jest nie naturalna. Ale to pierwsze koty zapłoty.

A co do moich byłych współlokatorek. To okazało się, że E. dostała propozycję wyjazdu za granicę. I z niej skorzystała. Rzuciła po 4 dniach pracę,którą jej załatwiła D. Przez co D. od dwuch tygodni nie wychodzi z pracy, gdyż im brakuje ludzi. W dodatku nie stać ją, aby zamieszkać w owym mieszkaniu, co planowała.  Można powiedzieć,że D.przeszła lekkie załamanie. Przez kilka dni łzy płynęły jej strumieniami. Nawet przy nas nie potrafiła powstrzymać łeż. Powiedziałam " my Cie nie wyrzucamy, jak coś to jest kwestia dogadania się miedzy nami". Ale chodź D. powtarzała,że " nie chce odchodzić", spakowała się i wyprowadziła do siostry. Po tem płakała za nami " bo po co jej to wszystko było".   Teraz  już jest wszystko w porządku, jakimś napewno.

Ja bym nazwała to : karmom. Nie odnosze jej do jakiś tragedii życiowych. Ale do relacji między ludzkich, zdrarzeń. Jeżeli Ty podkładasz komuś "świnie"- to los może się zemścić. Ciekawe kiedy dopadnie on E. Nie, nie życze jej źle.  Nasze rozstanie było miłe i w przyjaznej atmosferze. Ja nie mam żalu, ani pretensji do żadnej z nich. Ale one z sobą jak na tą chwile nie rozmawiają.

***

Zastanawiałam się nad swoim związkiem. Jak zwykle. :P  Ale tak mam jak przerobie z panem A, jeden problem. I mi się wydaje, że już tak nie powinno być, nie powinno to się powtórzyć.  I nagle się powatrza oczywiście za sprawą pana A. Tak się zastanawiłam,że my chcemy, chcemy, a tu nadal coś nie tak. Chodź wiem,że nie ma idealnych związków. Patrze na związku moich znajomych i w części jest podobnie.. No,ale... po naszych przejściach nachodzą mnie wątpliwości. Bo może powinniśmy dać sobie spokój, na zawsze. Może za jakiś czas poznać kogoś, z kimś innym ułożyć życie.

Jedno jest pewne: pan A. sie nie podda. Choć ja mu mówi,że by poszedł, to on nie idzie. Nie i już. Łazi za mną i wazelinuje. Aż mi przejdzie. Heh.

A gdy wyjeżdża: to tęsknie.
I błędny krąg się zamyka.


Ps. bym zapomniała.. Od kąd zaczęłam przebywać więcej z dziewczyną mojego brata to zaczęła mi działać na nerwy. Już rozumiem o co dziewczyną chodziło. Jak to M. by powiedział " tępa łycha", " głupia jak but". I nie przetłumaczysz. A oni? co się widzą co się sprzeczają, nie ma już chyba takich dni,aby tego nie robili. Nawet potrafią 20 razy dziennie.  Także,że się izoluje. Przebywam z nimi tyle ile jest to dla mnie bezpieczne. Czyli tyle, alby nie wywołali u mnie irytacji.

s jak SAME, p jak PROBLEMY.
Autor: kumcia
26 kwietnia 2011, 10:13

Moje "psiapsiółkowe" wspóllokatorki postanowiły się wyprowadzić. Ale oczywiście wszystko odbyło się w dość nie kulturalny sposób, a dokładniej postopiły nie wporządku wobec  nas. Zamiast poinformować nas o swoich planach, dać nam miesiąc, abyśmy mieli pole manewru, znaleźli kogoś lub sobie mieszkanie. To one cichcem, po kryjomu pojechały i wynajęły sobie mieszkanie od maja. A do mnie wysłały smsa z ta informacją gdy juz byłam w domu. I myślały,że już po sprawie.

Ale przecież nie po to 4 miesiące temu ściągałam do nas "psiapsiółe" D., aby nagle im się odwidziało. W sumie to jestem w dupie. A dokładniej jesteśmy. Gdyż czynsz za to mieszkanie wzrośnie o 200 pln na osobę. Mnie po prostu nie stać,aby tutaj zostać, nie moge wymagać od mamy,aby mi dawała taką kwote. W dodatku jeszcze istnieje umowa na Tv, oczywiście podpisana przez mojego brata. Ale pytał się wytrzymamy ze sobą jeszcze dwa lata. Wszyscy tak, tak... a tu po 8 miesiacach. Wspóllokatorka D. całkowicie o tym zapomniała.. rozwiązanie umowy równa się z karą dość wysoką.

I co w tym najzabawniejszego. Nic z nami jeszcze nie uzgoniły, mieszkają jakby niby nic się nie stało. Nie poruszają tego tematu. A należy się dogadać. D. przez tydzień nie będzie.. Zapytałam, ale żadnej konkretnej odp nie dostałam oprócz tego,że tak wyprowadzają się. Czuję,że to odbędzie się po ciuchutku kiedy nas w domu nie będzie. Bo do rozmowy mialy już kilka razy okazję. Jest cieżko z powodu pracy jakie mają. A nadal zwlekają.

A ja muszę działać.

W dodatku po tej informacji nieszczęsnej widziałam się z D. na spotkaniu towarzyskim w plenerze gdzie udawała,że mnie nie zna. Cuuudownie.  A teraz jak niby nic.

Na dokładke myślałam,że z panem A. nam się układa. Ale z tamtych okolic to chyba z nikim nie można mieć dobrych relacji. Nie wiem czy tak można ująć, ale przegrałam z imprezami. Wspomniałam już o tym spotkaniu plenerowym. Jako jedyny pan A. nie pił,bo musiał mnie odwieźć. I z tego powodu stał niezadowolony. No bo jak, jego ziomki balują, a on nie. I mi to powiedział. Z racji,że byłam przed okresem, piwko wypiłam to strasznie przykro mi się zrobiło. Że nie bylo go tyle w pl.. zamiast się cieszyć,że jestem obok to.. Popłakalam się jak bóbr. Przez kolejne dni, niby dzwonił, ale wcale nie chciał załagodzić sytuację. Święta się skończyły. Imprezy też. I On nagle czuje skruche, ma moralniaka. Bo usiłował być twardym. Nie dać mi postawić na swoim, że ma być tak, a nie tak. heeeeh