Najnowsze wpisy, strona 2


4/5. Głupi pomyśł. Kompromis.
Autor: kumcia
20 października 2011, 11:36

Nowa postanowiła się wyprowadzić z powodu problemów finansowych. No tak jest, jak wydajesz prawie całą swoją wypłatę w 5 dni . Kupujesz maszyne do szycia choć nie masz pieniedzy-bo musisz rozwijać swoją twórczą duszę. Typowa hedonistka...

I powstał dylemat zostać w cztery osoby czy szukać chętnej dziewczyny. Chętna bardzo szybko się znalazła. Ale mój brat zapragnął przestrzeni, że w 5 osób na 50 m2 to jest zaciasno..mimo tego ,że się ciągle mijamy i dopiero wieczorem się wszyscy spotykamy. Przy okazji  nikt nie zwraca uwagi na to,że sama się nie utrzymuje, że czynsz na osobę przez to wzrośnie o 100 pln.

Ale on jak sie uprze to nic na to nie poradzisz, przekabacił wszystkich na swoją stronę i o to rezultat. Zostajemy we czetery osoby na próbę 2 miesięczną. Uważam,że to totalna głupota..straszna, marnowani nie potrzebnie kasy. I w grudniu przychodzi wyrównanie za rachunki, jak będziemy mieli same niedopłaty to dopiero będzie płacz i zgrzytania zębami.

Ale tak się dzieję jak ludzie nie mają swojego zdania. I jedna osoba o silnym chrakterze przekona innych mimo tego,że myślą coś innego.

A ja jestem w przegranej sytuacji, gdyż ma mi mój zacny bart dokładać co miesiąc 50pln. To jest nasz kompromis. Ciekawe jak długo. Bo już słysze,że jestem leniwa i powinnam znaleźć sobie jeszcze jedną dodatkową pracę.

A po za tym chciała bym jakąś normalna współlokatore. Odskocznie. Z "Byłą" mam teraz dobre relacje, bo przywykłam do części jej zachowań. Ale jej "ptasi móżdżek" czasami daje o sobie znać. Ciągłe obgadywanie, skupianie się na wyglądzie. Teksty nie namiejscu " masz bogatego chłopaka to on Ci nie może  dokładać? powiedz mu żeby Ci dawał". Nie jej sprawa. Nie jestem pasożytem.

Heh. Pan A. nie jest bogaty. Dopiero od tego roku zaczął oszczędzać na siebie, na swoją przyszłość. Pierw pomagał rodzinie, aby na prosto wyszła, potem był kryzys. No i wliczyć w to również należy  pieniądze zmarnowane na swoje zachcianki, ale tak się dzieje gdy nie masz i nagle zaczynasz mieć, chcesz odżyć, zachłysnąć się. I pan A. też uległ tej pokusie. Wiem to. Chłopak cieżko pracuje, stara się oszczędzać każdy grosz, przy czym musi kontrolować siebie. Bo to jest mieć i nie mieć za jednym razem.
Pan A. odkłada na swoje własne m2, w przyszłości może nasze :) Narazie jesteśmy na etapie 1/2 mieszkania w moim małym mieście i 1/5 w Stolicy. Czemu te mieszkania są takie drogie? teraz własne mieszkanie to przywilej.

Aaa ja zamrnowałam pieniądze. Tak. Zmieniłam szkołe nauki jazdy, myśląc sobie może ktoś nowy czegoś innego mnie nauczy. I co się okazało, że ta szkoła jest gówno warta, niczego nie uczą. Stracone pieniądze i czas.

No i kolejny raz nie zdałam, tym razem na mieście. Hmmm kiedy będzie ten mój raz??no kiedy?chociaż tym razem lepiej to znioslam niż ostatnią porażkę. I znowu długi okres czekania. Fundusze mi się wykruszają. HELP

Mama ma szalony pomysł, ale mi się on podoba.......ciekawe...

I,II,III.....
Autor: kumcia
07 października 2011, 17:48

I. Za równo za granicą jak i w Polsce z panem A. bylo cudownie. Spędziliśmy razem z sobą prawie cały miesiąc. Spokojnie, bez napięć. Miło. Tak inaczej. Taaakk dobrzeee.

[a ogólnie pan A. jest w kraju co półtora miesiąca na dwa tygodnie. Chyba dlatego ta odległość jeszcze nie rozbiła zupełnie naszego związku]

II. Moje prawo jazdy przeciąga się w czasie coraz bardziej..Nawet o nim przestałam myśleć. Kolejki,kolejki. W sumie sama wybrałam późniejszy termin, bo wolałam wybrać taka godzine z rana gdzie nie ma takiego ruchu niż zdawać egzamin wieczorem w mroku. I tak sobie czekam. Kurcze.mam tylko taka nadziej,że się wyrobie jeszcze w tym roku.

III. Marzy mi się zmiana pracy. Mam już tej dorywczej dość. Niby się nie przemęczam tam, ale placa marna. Za niższą stawkę bym już odmówiła. W dodatku czasami zostają z rzucone na mnie obowiązki ,które tak naprawdę należą do ludzie tzw z biura oraz jest problem z ustalaniem grafiku, gdyż dogadujemy się  między sobą. Z racji,że studiuje dziennie..oczywiście zostałam zepchnięta na weekendy. I muszę wymuszać jakiekolwiek zamiany, choć sama chodziłam nie raz dziewczyną na rękę. Ale wiecie jak to jest....Także  wpisałam się w grafik już na cały miesiąc, jak mam zamiar się pojawiać. Mogą się dostosować lub ze mną o tym porozmawiać. A nie mi coś narzucać od górnie. Nie jestem miekkim herbatnikiem.

Przez całe wakacje szukałam pracy w swoim zawodzie, którą mogła bym połączyć ze swoimi studiami. I nici. Jest ciężko, bradzo cieżko tym bardziej jak się nie ma doświadczenia. Oczywiście teraz też można na trafić jeszcze na jakieś oferty. Może a nóż widelec by się udało. Ale przeważnie to są niepubliczne placówki, gdzie pracuje się po 8 h. A jednak jestem na ostatnim roku, więc chciała bym już skończyć je w trybie stacjonarnym. Za darmo. I szukam coś dorywczo.  Ale przecież nie zamienie swojej pracy obecnej na opieke nad dzieckiem kilka razy w tygodniu gdzie zarobie o polowe mniej. W sumie jak bym już zdala to prawko, mogła bym to rozważyć, a tak to nie ma szans. Jednak prawo jazdy pochłania mase pieniedzy.

I ciesze się jak kolejna moja koleżnka podejmuje pracę związaną z kierunkiem naszych studiów, i po cichu zazdroszczę, ooo tak. Ale jestem świadoma,że w większości to po znajomości.

Potrzebuje zmiany, zmiany. Gdybym chociaż zdała to dziadostwo to bym poczuła,że zamykam pewien rodziały i ruszam do przodu. Chociaż fakt fatem samo podjęcie się dokończenia go to już jakiś krok.

Zła. Zdeterminowana.
Autor: kumcia
05 września 2011, 12:03

Oblałam.

Jestem wściekła, na siebie.
Nawet z placu nie wyjechałam. Co za porażka. Zamotałam się przy cofaniu na łuku, z obrotami.. Jej ten łuk to jakaś moja pięta achillesowa.
I tak mi przykro, bo gdybym oblała na mieście, to bym wiedziała co już umiem, a czego jeszcze nie. Zmierzyłabym się z tym.

A tak to gówno. Wielkie.

Zapisałam się na następny egz. Ale dokupiłam kolejne jazdy. Nabijanie komuś kasy. No,ale musze nauczyć się robić ten cholerny łuk nawet z zamkniętymi oczami ;):P
 No jeszcze wydaje mi się,że nie zobaczyłam za wiele z trasy. Teraz mam zamiar wymagać, mówić wprost czego oczekuje, i być już samodzielna. Przypomniałam sobie jak się jeżdzi. Teraz muszę nabrać pewności siebie.

I jestem cholernie zdeterminowana. Aż sobie się dziwie. Nie przerażona.

I zła ,że muszę tyle czekać na egzamin, bo jechce już teraz, natychmiast.

Tylko się obawiam, że wyjdzie tak,ze będę chujostwo musiała zdawać do 10 razy...i w pewnym momencie pękne.

Łeeeeeeeeeeee.
A jeszcze mi się trafił taki miły egzaminator. Taka strata.


[ Ty walczysz ja walcze, ja walcze.. Walcz walcz walcz!!! ]




Moja głowa pochłonięta tylko prawo jazdy,
Moje serce też
Musze odpuścić. Mam tydzień od tego spokoju. Moje wakację. Lecę do Pana A. na kilka dni. 
Myśli przekierować na coś innego - pragnę

Problem w tym,że ja tak bardzo chce jej mieć. Zamknąć ten już tak dawno temu zaczęty rozdział.

pr.j.
Autor: kumcia
25 sierpnia 2011, 17:20

Odbyłam swoją pierwszą jazdę. Poszło mi źle. Wiem to,mój instruktor też to wiedział. No,ale co poradzisz...Lepiej źle, niż by miało być tragicznie.

I chce mi się śmiać z tego. Może to dlatego,że wszystko odbyło się w przyjaznej atmosferze.
I mi mało.
Podekscytowana jak 18letnia dziewczynka.

Mój instruktor okazał się młodym mężczyznam i w dodatku pochodzącym można powiedzieć,że z moich rodzinnych okolic.
Nasza rozmowa wyglądała bardziej jak moje przesłuchanie,co, jak, gdzie..Aż mu zwróciłam uwagę, ale stwierdził,że to dla podtrzymania rozmowy. Także uznałam to za "zoboczenie" zawodowe.
Oczywiście nie odbyło się bez podśmiewania ze mnie, mojej jazdy. Komenatrzy typu: " taaak rozjedź tego listonosza", " szybciej się nie dało, włącz sobie jeszcze trójke jak będziesz skręcała", "wiesz, która to jest prawa strona".

Luuuzik. Zastanawiam się czy nastepnym razem będę jezdziła z nim czy z kimś innym. Były pierwsze koty za płoty, ale następnym razem musi już być dobrze. Muszę się maksymalnie skupić i ogarnać system. Nie mogę marnować czasu. To nie są przyjacielskie przejażdżki. Ja im za to płacę, a egzamin się zbliża wielkimi krokami. Jak tak dalej będę jeździła to o ile wyjadę z placu to obleję na pierwszym skrzyżowaniu równorzędnym.

I odbyłam swoją kolejną jazdę. Ze Starszym Panem. I było bosko, świetnie. rewelacyjnie. Aż sama byłam w szoku,że tak dobrze było. Zostałam wychwalona, co mnie napełniło optymizmem :)
..ale w sumie gdy zostałam oblana 3 raz to od instruktora usłyszałam " dobrze pani jeździ napewno następnym razem pani zda". Co za pradoks.

Potem znowu jezdziłam z "Młodszym". I porażka, tragedia. Doszło  do dziwnej wymiany zdań, gdzie mi zasugerowano zmiane instruktora. Zostało mi 2h także co to za różnica. Po czym byłam załamana. Moja wiara w siebie podupadła. Chciałam się komuś wyżalić. Nie miałam komu. Padło na Rodzicielke. To był zły pomysł. Dołożyła kilka łopat, abym w większym dołku się znalazła. Aż ze smutku zaszłam do sklepu po piwo.
I teraz doszłam do wniosku,że to moja wina. Bo kiedzy "Młodszy" zwaraca mi uwagę. To ja to olewam. Bo on to robi w taki sposób " ojeju.. ruchy", "o jeju szybciej", " z życiem". Nie wiem wtedy czy to na poważnie, czy jęczy bo jęczy. Ja się zdenerwowałam, on zapewnie też, choć nie przyznał  się do tego. Byłam dla niego mniej miła. Tak mi się wydaję.
Ale to we mnie jest problem. Bo zachowuje się jak zagubiona owieczka, jeżdze nie pewnie przy nim, mam mase pytań, a co wtedy i itp.  A  ze Starszym Panem innaczej sytuacja wyglądała. Wszystko odbywało się na innej zasadzie.
Bo z Młodszym jest tak,że ja mówie" chyba powinnam się na rower przerzucić i tyle", a on " ooo niee, strach będzie wyjść". Żarty żartymi, ale by mi się przydało " no co Ty Justyna, nie zrażaj się, troche wiary w siebie, luzu, i będzie dobrze".

I znowu jestem przerażona.

***

I ostatnio : tak jakoś bardziej z domownikami. Z chęci, jak i z braku większego wyboru. Miło.
Ale tak się zastanawiam czy kolejna moja paczka przypadkiem się nie rozpadła? Czy to te wakacje. Każdy gdzie indziej czym innym pochłonięty.
I co będzie po magistrze?
Ogarnięcie życiowe?no nie bardzo. Jakoś tego nie widze.

***
Chce,żeby mój pana A. był już przymnie w Pl.
Ale wiem,że to jeszcze jest nie możliwe. Jeszcze dwa lata.
I szkoda. Bo gdyby za młodu się myślało poważniej, bardziej przyszłościowo. To już by był.
A po za tym, ciekawe jakby wtedy było...hmmm :)