Najnowsze wpisy, strona 8


"Are you looking for happiness? Are...
Autor: kumcia
10 grudnia 2010, 16:22

Doszłam do wniosku,że najlepiej się rozmyśla o życiu wracjąc o 3 nad ranem do domu, gdy miasto śpi. Wracając ze spotkania ze znajomymi, jakże udanego.

Zastanawiałam się nad sobą i...

"Are you looking for happiness? Are you looking for something better?..."

Czasami odczuwam pewnien brak, tęsknotę..za czymś czego nie mam. I nie chodzi mi o pieniądze,czy też własne mieszkanie, bo wiem,że nie spadnie mi to z nieba, ani sobie nie wyczaruje, ani także w lottka nie wygram. Zupełnie za czymś innym...

Czasami tęsknie za przyjaźnią. Oczywiście,że mam znajomych, cudownych, krejzolów:P. Aczkolwiek w tym wszystkim barkuje pierwiastka stałości. Bo ja bym chciała,zeby ktoś był, jest i będzie. Nie chodzi mi,żeby grubo,często i gęstu. Po prostu,żeby ktoś był..tak z serca. Jak byłam młodsza to zapewnie idealizowałam przyjaźń teraz tak sądze. Bo wszystko się zmienia, coś jest,a później tego nie ma. Aczkolwiek jednak uważam,że relacje między ludzkie zależa w dużej mierze od samych chęci tych osób. I czasami wydaje mi się,ze odczuwam do P. pewien dyskonfort pscyhiczny. Ze względu na to,że kiedyś była mi bardzo bliską osobą, a teraz jest tak odległą. I czasami nie mogę się nadziwić jak to jest możliwe,że  ktoś tak driametrailnie zmienia swoje nastawieni do drugiej osoby. Obród o 180 stopni..Z dobrego kumpelstwa po wrogość. Przejscie z jednego bieguna na drugi o tak odmiennym ładunku. Jak to moja babcia mawia " wyszło szydło z worka". Zdecydowanie tak, zobaczyłam jakim jest człowiekiem, zobaczyłam tego czego nie widziałam. I nie żałuje,że nasze drogi się rozeszły. Bo chyba wyszło mi to na dobre, aczkolwiek ścieżki nasze się splatają i czy chce czy nie chcę. Będę ja widywała co jakiś. Jest miłością brata mego mężczyzny. Sami rozumiecie. Dość komiczne może się to nawet wydać.

Czasami tęsknie za związkiem bez problemów, a raczej z mała ich liczbą. Bo chyba takie "bez" nie istnieje. I nie to,że z kimś konkretnym. Nie to,że nie kocham Swojego Mężczyzny, kocham. Aczkolwiek chciałabym,żeby to było prostsze-czasami..Żeby nie zaczeło się jak zaczeło, aby nie wydarzyło się to co nie powinno się wydarzyć. I nie jest możliwe,że od dzisiaj mówimy od teraz wszystko jest cacy. Staramy się.

I odkryłam,że Rrr. stał się moim dopalaczem. Raz na jakiś czas. Jest tak pozytywnym człowiekiem, tak pociesznym,że zaraża energią. Przy nim staje się jeszcze bardziej infantylna, odmóżdżam się. W dodatku wychodzi,że mamy wiele wspólnych cech, może to mój brat bliźniak..I on mówi na mnie, ja na niegoo..I rozczula mnie gdy mówi " jaaak ja Cię lubie", tak naglę znienacka,z nieznanych powodów. I gdy niby się gniewam na koniec, łapie za kurtke przyciąga mówiąc " chodź tu skrzacie" i daje buziaka na pożegnanie. Czysto kupelskiego, tak jak z każdą inną dziewczyną z towarzystwa:P

A tak ogólnie to chciałam powiedzieć: jest dobrze, bardzo dobrze. I do przodu. By tonąć w pozytywach jak to kiedyś rzekłam.

Kamikadze raz!
Autor: kumcia
03 grudnia 2010, 14:29

Wyjście do clubu z niewidzianom kilka miesięcy Ak. spowodowało,że za kilka dni znowu się zebrałyśmy, aby tym razem świętować jej urodziny. Urodzinowy sabat okazał się dość kameralną imprezą,ale oczywiście miła. Brakowało takiej nutki swobody w rozmowach. I już z dziewczętami doszłyśmy do wniosku co było przyczyną.
Andź niedosyt tzw "sączek"-uroczy, jej gadulstwo jeszcze bardziej urocze. Zaś stwierdzenie K. zabójcze " wchodzę do toalety patrzę na podłogę i nic! pomyślałam,że ze mną coś jest nie tak ".No,bo podłoga wskaźnikiem upojenia jest :P

...

Moja współlokatorka chcę związać się ze mną pempowiną psiapsiółkową. Never.
Gdzie ja tam i ona by chciała..Dość dziwna sytuacja. Słysze my to, my tamto..siamto. Albo pospolicie mówiąc się "wpina". Ogólnie to mamy dobre relacje i z racji,że mieszkamy razem wiele czasu spędzamy razem. Ale ja potrzebuje dystansu. Odrobiny swojej przestrzeni. Zastanawiałam się z czego to wynika..Po prostu róznicy charakteru i sposobu jej bycia, jak to moja K. oceniła "cwaniaczkowatego". Z tego,że kiedyś w prowadzała jakaś rywalizacje między nas, oraz rzucała bez powodu jakieś uwagi na temat mojej osoby + etap podbierania kosmetyków+ poczucie mięty do mojego byłego wtedy mężczyzny. Oooo i bym zapomniała pasożytnicze zachowanie: ona ze mna tąochętnie, lecz nigdy w drugą stronę.

...

Czasami ludzie zazdroszczą, bywa. Ale jak mają poczucie,że nie mogą być gorsi.. muszą mieć to co ty to już wtedy robi się to tragiczne. Nie wiem czy dzięki temu czują się lepiej. Dla mnie to bezsens. I donikąd nie prowadzi,ale każdy robi jak uważa.

...
Autor: kumcia
20 listopada 2010, 14:09

Mówi się,że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach, o ile cię nie wypchną ze środka. W nie których przypadka się to sprawdza. Niestety u mojego Pana A. tak jest. Niby relacje jakie panują między nim, a nimi są poztywne, tak samo moje. Aczkolwiek jest drugie dno. Odkąd Pan A. zaczął pracować zagranicą oprócz syna i brata widzą w nim też pieniądze, potencjalnego sponsoro. Ja rozumiem,że kiedyś im się,że tak powiem pospolicie "nie przelewało". Ależ ileż można..Przecież on tyle dla nich już zrobił zarówno w domu, na działce, uporządkował zawirowane sprawy związane z majątkiem oraz pospłacał liczne długi. Jakby z sumować te pieniądze, to by była 1/3 mieszkania w bloku w moim małym mieście. Dopiero teraz zaczyna oszczędzać dla siebie. A tu rusz coś znowu chcą...Nie mają sumienia,ani serca. A nie mają pieniędzy z własnego lenistwa, a jak mają to wydają na swoje przyjemności niż na sprawy ważne. Mają już u Pana A. ładny dług, ale gdy oczywiście mieli pieniądze-to woleli wydać na coś innego niż oddać. I im więcznie mało, i mało.. Chcą mieszać go w inwestowanie w dom, który nie będzie jego. Bombarudują telefonami, prośbami jękami. Jawnie chcą go wykorzystać. Aaa ja już nie mogę.Jak można być takimi pasożytami. Pan A. jest wściekły, ma też dość, odmówił. Aczkolwiek obawiam się,że go przekonają. Nie wiem. Na pewno też mu jest smutno. Ja na jego miejscu gdby to byłam moja rodzina już dawno bym zakończyła to błędne koło. I mam nadzieje,że przejrzał na oczy już do końca.

Też boję się,że mnie okłamie,nie wiem czemu..że jego matka wypłacze u niego te pieniądze. Wtedy nie wiem co zrobię. Nie wiem. Nie chce o tym myśleć.

Tyra, tyra :P;)
Autor: kumcia
06 listopada 2010, 16:09

Nie raz, nie dwa..napominałam już o odcięciu pępowiny i przerzuceniu się na tryb: bardziej samodzielny. Tak jak kiedyś. Ale nie wyszło. Może to też ciut z mojej winy. Bo niby się starłam, ale nie tak mocno jak bym mogła. Po prostu strach z odrobiną nutki lenistwa..

Z racji,że posiadam dużo czasu ostatnio wolnego. Zaczęłam poszukiwać pracy. Gdyż nic nie robienie-mnie przytłacza. Moja rodzina nie jest bogata..i ciagle boryka się z problami finansowymi przeplatanymi ze zdrowtnymi. Życie litości!;) No i znalazłam typowo studencką pracę. Oczywiście nie sprawi ona,że nie będę potrzebowała pomocy rodziców,ale pare groszy w padnie. I nie siędze bezczynie. Lepszy rydz niż nic, choć nie wiem ile tam wytrzymam, bo to nie praca na dłuższą mete..teraz tak myślę. Ważne,że się staram..no niee??

Dlatego też poszłam na kolejne spotkanie. Gdy pojawiłam się w umówionym miejscu o umówionej porze okazało się, że owa Pani zapomniała całkowicie o spotkaniu. Poprosiła o poczekanie pół godziny, a potem jeszcze… W końcu gdy przeprowadziła ze mną tą rozmowę kwalifikacyjną. Okazała się ona istnym przesłuchaniem. Co by Pani zrobiła gdyby to, tam to.. Ok. Rozumiem :p  Aczkolwiek na żadne moje pytanie nie uzyskałam odpowiedzi, choć ponawiałam kilka krotnie. Tak naprawdę nie wiem jakie są warunki pracy. Nie wiem czy grafik dopasowany został by do moich potrzeb, zmiennych z powodu studiów, nie wiem jaka płaca( a to bardzo istotę, chyba każdy się ze mną zgodzi! ;) Na koniec usłyszałam, że owa Pani jednak się cieszy, że ze mną porozmawiała i zaprasza mnie na dzień próbny ( 6h za free).  Naradzałam się z Rodzicielką co ona o tym uważa, stanowczo mi odradziła. Powiedziała, że to taki sam typ pracodawcy jak z wakacji. Chociaż tamten na początku się krył ze swoim prawdziwym ja. Dodała, żebym została tam gdzie teraz jestem ile da radę. Chociaż wynagrodzenie z tej pracy( od owej Pani jakby mnie przyjęła) by mi wystarczyło na bardzo biedne przeżycie-to jest pewne.

Bo ja napisze w czym jest problem. Bo żeby pójść na ten dzień próbny bym musiała zmienić grafik w tamtej drugiej pracy o ile by się dało. Takkk..w tym momencie ujawnia się mój brak asertywności, przecież mogłam powiedzieć, że mi te godziny nie pasują. Ale w sumie powiedziałam wcześniej, że mam cały dzień wolny.. hehehe. No, bo rzecz jasna tych dwóch prac bym nie pogodziła- raczej. Albo bym nie miała życia. Nie jestem hardcorem.:P

heh... odnośnie pracodawców nie musze pisać jaki jest wniosek. Każdy go zna.