Tyra, tyra :P;)


Autor: kumcia
06 listopada 2010, 16:09

Nie raz, nie dwa..napominałam już o odcięciu pępowiny i przerzuceniu się na tryb: bardziej samodzielny. Tak jak kiedyś. Ale nie wyszło. Może to też ciut z mojej winy. Bo niby się starłam, ale nie tak mocno jak bym mogła. Po prostu strach z odrobiną nutki lenistwa..

Z racji,że posiadam dużo czasu ostatnio wolnego. Zaczęłam poszukiwać pracy. Gdyż nic nie robienie-mnie przytłacza. Moja rodzina nie jest bogata..i ciagle boryka się z problami finansowymi przeplatanymi ze zdrowtnymi. Życie litości!;) No i znalazłam typowo studencką pracę. Oczywiście nie sprawi ona,że nie będę potrzebowała pomocy rodziców,ale pare groszy w padnie. I nie siędze bezczynie. Lepszy rydz niż nic, choć nie wiem ile tam wytrzymam, bo to nie praca na dłuższą mete..teraz tak myślę. Ważne,że się staram..no niee??

Dlatego też poszłam na kolejne spotkanie. Gdy pojawiłam się w umówionym miejscu o umówionej porze okazało się, że owa Pani zapomniała całkowicie o spotkaniu. Poprosiła o poczekanie pół godziny, a potem jeszcze… W końcu gdy przeprowadziła ze mną tą rozmowę kwalifikacyjną. Okazała się ona istnym przesłuchaniem. Co by Pani zrobiła gdyby to, tam to.. Ok. Rozumiem :p  Aczkolwiek na żadne moje pytanie nie uzyskałam odpowiedzi, choć ponawiałam kilka krotnie. Tak naprawdę nie wiem jakie są warunki pracy. Nie wiem czy grafik dopasowany został by do moich potrzeb, zmiennych z powodu studiów, nie wiem jaka płaca( a to bardzo istotę, chyba każdy się ze mną zgodzi! ;) Na koniec usłyszałam, że owa Pani jednak się cieszy, że ze mną porozmawiała i zaprasza mnie na dzień próbny ( 6h za free).  Naradzałam się z Rodzicielką co ona o tym uważa, stanowczo mi odradziła. Powiedziała, że to taki sam typ pracodawcy jak z wakacji. Chociaż tamten na początku się krył ze swoim prawdziwym ja. Dodała, żebym została tam gdzie teraz jestem ile da radę. Chociaż wynagrodzenie z tej pracy( od owej Pani jakby mnie przyjęła) by mi wystarczyło na bardzo biedne przeżycie-to jest pewne.

Bo ja napisze w czym jest problem. Bo żeby pójść na ten dzień próbny bym musiała zmienić grafik w tamtej drugiej pracy o ile by się dało. Takkk..w tym momencie ujawnia się mój brak asertywności, przecież mogłam powiedzieć, że mi te godziny nie pasują. Ale w sumie powiedziałam wcześniej, że mam cały dzień wolny.. hehehe. No, bo rzecz jasna tych dwóch prac bym nie pogodziła- raczej. Albo bym nie miała życia. Nie jestem hardcorem.:P

heh... odnośnie pracodawców nie musze pisać jaki jest wniosek. Każdy go zna.

17 listopada 2010
ja tez staram sie usamodzielnić, staram i średniawo mi to wychodzi. rodzice depczą mi po piętach,a le czasem takie deptanie jest nieocenione i... niezbędne wręcz. szczególnie jak chodzi o kasę hahah
14 listopada 2010
Istny koszmar z tą pracą... Człowiek haruje jak wół, a ledwo jest w stanie związać koniec z końcem. I jeszcze wykorzystuje się ludzi na każdym kroku. Dobrze by było, żeby udało się w końcu znaleźć wymarzone miejsce pracy. Tylko czy to w ogóle możliwe? Powodzenia, Kumciu. I optymizmu.
07 listopada 2010
Witaj prawdziwe realne zycie ... oj witaj:P W dzisiejszych czasach asertywnosc jest niezbedna choc i ja na brak jej cierpie!!!!
06 listopada 2010
Moim zdaniem nie powinno legalnie istnieć coś takiego jak bezpłatny dzień próbny. Niczyj czas i wysiłek nie jest darmowy, do cholery jasnej. Ale ten kraj jest taki a nie inny, brzydzę się czasem niektórymi pracodawcami, naprawdę.

Dodaj komentarz