Archiwum 28 grudnia 2011


Monotonie
Autor: kumcia
28 grudnia 2011, 20:12

To robu się już nudne.
Miesiąc grudzień okazał się dla mnie okrutny i bezlitosny. Ale czym sobie na to zasłużyłam? Nastąpiła kumulacja porażek moich osobisty.
Jak wiecie:
Straciłam pracę dorywczą.
Znowu nie zdałam. Nie wiem czy mam się smiać czy płakać. Przyjęłam to spokojnie. Nawet sama jestem w szoku, bez płaczu, zgrzytania zębami. Od tak.
Oczywiście oblałam przed samym końcem egzaminu, zostało mi zaparkowanie i powrót. Stwierdziłam,że aa kto wie..może w jakąś dziurkę bym musiała się zaparkować. A mistrzynią parkowania nie jestem :P A mój egzaminator. Tak, dokładnie stwierdził,że napewno dałabym radę, dla niego to już prawko miałam w kieszeni, bo świetnie jeżdże.
Podjęłam błędną decyzje, która kosztowała mnie przerwaniem egzaminu. Choć ona niestwarzała zagrożenia na jezdni. Taka głupota.
Było małe skrzyżowanie ( ala znak A-6c) , takie między blokami. I ja skręcałam w lewo z drogi podporządkowanej. Wszystko wporządku. Ale zaraz za skrzyżowaniem był przystanek taki na ulicy, bez wysepki, a przede mną przejechał akurat autobus i stanął. Ja wyskoczyłam sprytnie zaraz za nim :P no i się zatrzymałam ciut tyłkiem na skrzyżowaniu, ale ustawiona byłam na wprost. I tak sobie patrze..bo na takich uliczkach często nie ma narysowanych lini rozdzielające pasy ruchu w sensie na całej długości. Tylko taki skraweczek na początku. No i była podwójna ciągła, ale przy autobusie już nie. Nie wiedziałam co zrobić. Czyściutko, pusta jezdnia, tylko za mną kolejka.. Także co zrobiłam?? pomyślałam, obleje za wstrzymywanie ruchu. I pojechałam. Potraktowałam autobus jako zaprakowany samochód. I co oblałam. Okazało się,że autobus jest wyjątkiem, którego w takiej sytuacji nie można ominąć. I mój egzamin się na tym zakończył. Potem wysłuchiwałam pytań pana egzamitora: czemu i czemu. Wyjśniłam mu swoje postępowanie, nikt mnie wcześniej nie ostrzegał przed takim czymś. Ta sytuacja mnie zaskoczyła. A ten egzaminator czemu i czemu. Hehe. Aż powiedziałam "trudno nic na to nie poradzę, nie cofne czasu". Potem naschlebiał mi, że jest rozczarowany, bo dobry ze mnie kierowca,że jakby wiedział,że taki głupi błąd popęłnie to by mi w drugą stronę kazał skręcić.
Ale tak naprawdę uważam, że gdyby chciał to by przymknął oko na ten fakt, bo jak sam stwierdził : to nie powodowało niebezpieczeństwa na jezdi i chyba według niego ten zarys pasów był tam narysowany  po coś. Heheh ma racje : chyba i wydaje mu się.

Mój spokój wynikał z tego, że przed egzaminem byłam tak zestresowana,że marzyłam, aby mieć to już za sobą. A jechałam bosko :p ze skupieniem, w miarę opanowana. I wiem,że na to prawo jazdy zasługuje. Ja sama podjęłam decyzję,że jadę i już.

A poza tym jestem dumna z siebie, bo pomyślałam,że jak nie zdam to na tym poprzestaje.
Bo nie dam rady. A jednak jeszcze się nie poddaje.
No żesz. Bo ja wiem,że mogę. I wręcz to prawo jazdy mi się należy:P hehe.

Za ta wiarą moich bliskich we mnie podupadła- no co poradzę. W dodatku uważają,że znowymi-strasznymi testami nie dam rady sobie. Ooo!

Na dodatek uznałam,że : jestem pechowa! tadam! Bo takiego pecha mogę mieć tylko ja.

W dodatku pragnęłam,aby pan A. był tam ze mną. Ale on wolał być w tym czasie gdzieś indziej.
Rozczarowanie.

Na dodatek : przytyłam 1,5 kg. Wyglądam jak gruszka ulęgałka, ubrania zaczynają na mnie źle leżeć.  Nie stać mnie na nowe, bo wszystkie pieniądze topiłam w prawo jazdy, a to co mi zostało też spotka taki los. Boże czemu???

Zgubiłam czapke i rękawiczki, w dwóch różnych dniach.
Nie mam w co się ubrać na sylwestra. Pójde jak jakiś wypłoch.


Niech ten rok się rok już kończy, bo mam go już dość. Oby nowy był łaskawszy dla mnie i dla Was :)