Archiwum styczeń 2008, strona 1


"Ten, kto się śmieje ostatni, przeważnie...
Autor: kumcia
03 stycznia 2008, 12:50
 
 
Do domu dotarlam dopiero 23-ego  i to w nocy.Zdarzylam,wejsc zostawic rzeczy,pogadac chwile z mama i juz otrzymalam es : "czy juz jestem?".
Wychodze przed blok a tu Ka.pan R. jeszcze M. i I. oraz Leon. Usciski,buziaczki,na biegu rzucane nowinki co u nas przerywane piskami.
Wniosek: "uwielbiam to miasto,uwielbiam tu zjerzdzac,a wszystko dzieki ludzia z ktorymi spedzilam tu swoich 19lat:)"
I z tego wszystego moj dobry humor przerodzil sie w mega dobry. Co tu duzo pisac:)
...
 
 
Zblodzilam w pewnych sprawach,ale nie ktorzy pogubili sie zupelnie...
"Gowniarzeria"

Jedyne co dobre to pozostana wspomnienia.
Nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem.
 
...
 Znow uskutecznialam promocje.Tym razem fajerwerek. Myslalam,ze to moje przeklenstwo. (Informacje,ktore dostalam byly ogolne....a tego wszystkiego byl ogrom. Ludzie zadawali pytania,na ktore kompletnie nie znalam odpowiedzi. I ciagle biegalam sprawdzac ceny..bo wiekszosc produktow ich nie posiadalo.)
...alee nieee..:) po 4 godzinach zaprawki. Stalam sie znawczynia..mowilam tak jakbym wiedziala o czym mowie,tzn posiadalam wiedze,ale tylko teoretyczna:) Radzilam,pomagalam,ceny znalam na pamiec. Zdarzaly sie smieszne sytuacje... Typu : zostalam zaproszona na sylwestra przez panow okolo 60tki,lub jeden nawet ponad..:)Albo stoie sobie przy stoisku i slysze:
-prosze pani...prosze pani..
Oczywiscie pomyslalam,ze to nie do mnie,ale odruchowo spojrzalam..a tu moim ocza ukazali sie "mezczyzni", z ktorymi dzien wczesniej rozmawiala o fajerwekach..
na co oni,zaczeli mi machac i krzyczec "dziendobryy".
 
Tam nie mowisz sobie po imieniu. Produkt,ktory promujesz staje sie twoja ksywa.
Nic dziwnego nie bylo  w tym,ze jak dziewczyny mnie  zegnaly przed swiatami mowily :
"3maj sie smirnoffku"
 
...
 
Co do sylwestra..Kazdy liczyl na 'drapane' ..czyli,ze ktos cos zorganizuje,rzuci pomysl..
I tak kazdy czekal ,czekal..
I wyszla akcja na spontanie.
...ale mimo tego bylo cudownie.
W okrojonym skladzie pierw w domu. Nie bylo zadnego jeczenia,smucenia sie,ze tak skonczylismy.
Byly wyglupy,zarty, smiech,spiew taniec,zaprawka..Poczym wymarsz na rynek..Szalenstwo,pozdrawiania ludzi,robienie z siebie kompletnych kretynow:)ale co tam...
buzi.buzi.buzi..
*wyrywanie Rumunow..ej,ej..my z Ka. nadal twierdzimy,ze to byli Hindusi..bujana:P
* zanim polnoc wybila my juz pilismy 1,5l szampana:P
Krejzole.
 
A powrot z samym M.
Oczywiscie zaszlismy na kebaba-hehe (czy ja mowilam nie znosze kebciow?)
I w dodatku w przeciwnym kierunku go prowadzilam,twierdzac uparcie,ze mam racje:)
 
Ranoo...pokladanie sie ze smiechu z M.
Na Saharze,na trollu,z brudziakiem...
 
I wszyscy nabijali sie ze mnie..
..bo ja mam tak,ze jak jestem w doskonalym humorze..i nazwyajmy rzeczy po imieniu :popije..
To staje sie 'przyjacielem wszystkich":D
 
....
 
 01.01.2008r-dostalam esa od pana A. zebym wyszla przed drzwi..
W pizamce,nie ogarnieta,wyszlam -myslac,ze to jakies zarty....
..alle o tuz nie.Stal z bukietem w dloniach...Ten bukiet wramach przeprosin za cale zlo wyrzadzone.I,ze bezemnie jego zycie stracilo smak..ze chcialby,zebym mu dala kolejna szanse..
 
I ten bukiet w pokoju nie daje spokoju..

I,zeby nie bylo ,ze jestem tak nie czula.Ze wrecz zimna suka ze mnie.Oznajmilam mu,ze mozemy zaczac sie spotykac nie zobowiazujaco.
Ale uwazam chyba to za glupote. Bo obudze nadzieje. Moze powinnam mu pozwolic nauczyc sie "zyc" od nowa, beze mnie .W koncu juz mu to nawet dobrze idze...