zegnaj...
10 grudnia 2004, 23:19
Ta notka miala byc radosna..w koncu 300..ale nie bedzie!!
Moje zycie w tej chwili to tragednia..Tragedia z domieszka jakies porazkowej komedi...
Az sie zygac chce...Zygac chce...
Ja juz nie moge...ja juz nie mam sil!
Ja juz nawet nie mam chceci...
Ja poprostu chce sie rozplynac..zniknac....
..ja chce wysiasc pozwolcie mi..Prosze.. ja juz nie moge..bo to jest zalosne..Totalnie zalosne jak ja!!
..i lzy..po co one..jak one nic nie zmienia..
Nie pociesza..nie naprawia..
Wczoraj A. napisal od kumpla do P.,ze bedzie w mojej okolicy..ze chce sie zobaczyc..Nie moglam uwierzyc :P;) Cud..normalnie cud :)..Rano bylysmy na wajsach..a potem spotkanie z nim..Byl,poszlismy do biblioteki,bo musial cos znalesc..cos co mu jest bardzo pilnie potrzebne..Smielismy sie,gadalismy....ale przypomnialam sobie,ze I. chciala jechac tam do nich..ze jej bardzo na tym zalezalo..Wyciagnelam go..Poszlismy do niej..Namowilam,zeby jutro wpadl poszukal..ze jutro to mu napewno pomoge!:) I pojechalismy tam..Wszystko dobrze...Poszlismy na spacerek do Tomka..Rozmowa..Haha pochwalil moje poglady :P...T. wyszedl...poszli i sie zjarali...Niech im bedzie..Potem tak lazilismy..Poszlismy po cos do jedzenia..Wszystko dobrze,wszystko pieknie...ale poszlismy na te zjebane lawki...Iiiiiii doszlo do akcji z naszym ,moim i I. glupim zartem..Wkurwil sie...zostala urazona jego meska duma i wszystko..Chcialysmy isc sie przejsc..bo juz zamarzalysmy..My ruszylismy,a on stal nadal z jakims kolesiem.Wzielam go,wyciagnelam...Zauwazylam,ze o cos mu chodzi..wiedzialam,ze jest zly..Przepraszalam,przepraszalam..tlumaczylam,ze to glupota..A on nic jak skala..z czasem wygladalo na to,ze jego zlosc potengowala..Nie pozwalal sie zblizyc,odwracal wzrok..Wiecie,ze ja naleza do takich osob,co kiedy wiedza,ze zle robily..ze to ich wina..To staraja sie to naprawic..Czasami wygladalo tak,ze mu mija..moje slodzenie i wszystko..Roztaczanie wdzienkow :P...ale jednak nie...Potem nastaly gorzkie slowa typu,ze on nie chce mnie znac..ze nie chce ze mna rozmawiac..ze jestem smieszna,ze tam jeszcze stoje..Potem juz odpuscilam..nie zblizalam sie..Tylko mowialam..wszystkie jego bledy..wszystkie potkniecia,ktore zapomnialam..Potem powiedzialam to co mowil..te dobre chwile...Powiedzial,ze mu wmawiam jakas 'herezje'..Potem przeistoczylo sie to w rozmowe 'pogladowa'..Bo wedlug mnie nie da sie znielubic w minute..Kiedy zaczelam milczec...Pytal sie czemu nic nie mowie..czyzbym mu przyznala racje..Nie,powiedzialam,ze nie..ale nawet nie wiem czy on chce ze mna rozmawiac..
Bylam doszczetnie przemarznieta...Weszlismy do samochodu..moja gadka..tamci sie smieli z tylu..Znowu zmierzanie do tego,zeby mu przeszlo..No bo jak tak to...W gniewie rozne rzeczy sie robi mysli..
Potym wszystkim..nawet najwieksze serce z kamienia by zmienklo...
A on...chyba nadal pozostawal nie ugienty ..Juz na koniec sie nie pytalam...nic..poprostu odjechalam..
..kazda..bo on byl zjarany..bo byl zjarany..bla bla bla..No byl..ale co z tego wynika..Gowno jedne wielkie,gowno!!OOoo nie,nie pojawi sie,nie przeprosi..nie wyjasni...
Najgorsze zakonczenie jakie moze byc...
...a wiec,zegnaj????zegnaj!
Juz nie o to chodzi..ale ten dzien,ta ostatnia godzina..to juz bylo za wiele,ponad moje sily..
Poprostu niebo zerwalo sie...i mi spadlo na glowe...Myslalam,ze dzwigne..ale przygniotlo jeszcze bardziej...
Dodaj komentarz