O podróży...
29 września 2010, 12:57
Spakowałam się, pojechałam na lotnisko i poleciałam za granice do swojego Mężczyzny na kilka dni. A jak :P trzeba się światowym robić :D
Na początku się się stresowałam, bo jak to bywa z tym "pierwszym razem" ;P
Podróż sama w sobie była jedną wielką nudą, bardziej przybrała formę oczekiwania. Całe dnie poświęcaliśmy na chodzeniu, zwiedzaniu, podziwianiu, ale to jest chyba oczywistością. Napisała bym,że nawet oczywistą oczywistością, gdyby takie sformułowanie istaniało, a bynajmniej było poprawne ;P;) Uroczo :P
Te chwile oczywiście można zaliczyć też do burzliwych, gdyż byłam w fazie przedokresowej i okresowej, Także zdarzyło mi się czasem foszka puścić, przyznaje się. Ale i tak na koniec usłyszałam od mojego Szczęscia, że były to "najpiękniej spędzone cztery dni-tam " :)
Nie pamiętam kiedy ostatni raz tyle kilemetrów przedreptałam na raz :P
Także poznałam paru znajomych mojego Mężczyzny. Na początku byłam nastawiona anty... po pierwsze wynikało to z tego,że chciałam spędzać tylko z nim czas, tak sam na sam, a po drugie,że tak powiem nie chciało mi się "produkować", żeby było o czym rozmawiać. Ale zostałam zaskoczona pozytywnie, luźne, zabawne spotkanie, nic nie wymuszone, non stop rozmowa, miło.
Kiedy wyjeżdzałam chciało mi się płakać, pierwszy raz przy naszym rozstaniu-bynajmniej tak mi się wydaje, chciałam to sprytnie ukryć. Ale my tyle lat się znamy,że się nie dało.. mój Mężczyzna odrazu się zorientował. Tak cięzko było się rozstać...
I o kolejny rok starsza.heh.
i spoznione najlepsze zyczenia :)
Jakoś wzruszyła mnie ta notka. Była taka... inna niż wszystkie.
Dodaj komentarz